Dzisiaj kontynuacja poprzedniego postu na temat zimowego wyjazdu do Słowacji. :) Zabrałam na ten wyjazd Borysa - mojego psa. Gdy tylko nie miałam nart na nogach, brałam Borysa na smycz i odkrywaliśmy okolicę. Razem bawiliśmy się w zaspach śniegu, poznawaliśmy nowych ludzi i nawet inne zwierzęta. Poniżej będzie zdjęcie, na którym widać jak Borys zaprzyjaźnia się z osiołkiem i kozą. Okolica była malownicza, mogłabym tam zamieszkać. :)
Kolejnego dnia wybraliśmy się na termy. Ile ja bym dała, aby móc w tej chwili zrelaksować się i popływać w 40 stopniowej wodzie, gdy na zewnątrz mróz!
Placek po węgiersku, na którego czaiłam się od dawna. :) Na takim super wyjeździe dieta musiała pójść w odstawkę. ^^
Narciarka. :D
Na jednym ze straganów pod stokiem narciarskim kupiliśmy butelkę miodowego wina. Coś pysznego! Można je spożywać zarówno na chłodno jak i podgrzane. Obie wersje smakują zupełnie inaczej. To podgrzane skradło moje serce! Czy ktoś wie, gdzie mogę kupić coś podobnego w Polsce?
I tym akcentem nasz zimowy wyjazd na narty dobiegł końca. Bardzo potrzebowałam takiej odskoczni. Póki co życzę wszystkim pięknego nadchodzącego weekendu. Do następnego! xoxo Lejdish <3
Szalenstwo!!! Cudowny psiak :) pozdrawiam i zapraszam ;)
OdpowiedzUsuń