Wszystko co dobre szybko się kończy. Powróciłam już z zimowego urlopu na Słowacji. Spędziłam tydzień w pensjonacie w Vitanovej i praktycznie codziennie odwiedzałam miejscowość Oravice, gdzie znajduje się Meander Park, a w nim piękny stok narciarski oraz termy. Podróż minęła nam bardzo sprawnie i spokojnie. Obawiałam się kontroli straży celnej lub policji i jej reakcji na psa, który z nami jechał, ale obyło się bez takich przygód. Oczywiście przed wyjazdem wyrobiłam Borysowi paszport i uaktualniłam jego szczepienia. Borysek podczas podróży zachowywał się wzorowo. Grzecznie siedział z nami na tylnim siedzeniu przez 150 km.
Drugiego dnia poznawaliśmy okolicę i również wtedy zdecydowałam się założyć narty (pierwszy raz od wielu lat). Miałam dużego stracha, aby wjechać krzesełkiem na szczyt stoku, ale jak to się mówi strach ma wielkie oczy. Po kilku zjazdach załapałam bakcyla, a w tym momencie bardzo tęsknię za jazdą na nartach. Pewnych rzeczy jednak się nie zapomina.
Trzeciego dnia od razu z rana wyjechaliśmy na stok. Początkowo nie byłam zachwycona warunkami jakie panowały. Moja ulubiona niebieska trasa nie nadawała się do zjazdu przez wysoką temperaturę i brak śniegu. Już myślałam, że nic z tego nie będzie, kiedy nagle z chwili na chwilę pogoda zmieniła się i wyszło piękne słońce na niebieskim niebie. Poczułam przypływ energii i zdecydowałam się na zjazdy czerwonymi trasami, które były zdecydowanie lepiej przygotowane i sztucznie naśnieżone i które moja mama nazywa ''ścianami śmierci''. ;) Słonko jednak dodaje ludziom odwagi.
Poniżej zdjęcia niebieskiej trasy, która tamtego dnia była w opłakanym stanie. Musiałam ściągnąć narty i iść spory odcinek w butach narciarskich, bo co chwile wpadałam na kamienie.
Poczułam wielką ulgę, gdy zeszłam z niebieskiej trasy i przy okazji spotkałam mojego brata. A tuż za chwilę ciemne chmury zniknęły z nieba i wyszło piękne słońce. :)
Relaks po jeździe na nartach na leżakach w słoneczku. :)
Moja mama - dzielna narciarka. :)
A tak wygląda zmęczony pies po całym dniu spędzonym na świeżym powietrzu.
Przy okazji Borys miał socjalizację w miejscu, w którym było mnóstwo ludzi. Bardzo ładnie się zachowywał i zwracał na siebie uwagę ludzi. Poznaliśmy dzięki niemu mnóstwo nowych osób. Gorzej, gdy na widoku pojawiał się inny pies. Borys szczekał i wpadał w swój szał, bo tak bardzo chciałby podejść i się pobawić z psim kolegą. Może z wiekiem mu to przejdzie?
A tak spędzałam wieczory i powroty ze stoku. Łóżko z książką i gorącą herbatą. :)
Jednego wieczoru wybrałyśmy się razem z mamą na termy. Super było wygrzewać się w 40 stopniowej wodzie w świetle księżyca, gdzie temperatura powietrza wynosiła 0 stopni. Najgorzej było przejść ten zimny kawałek do wody w stroju kąpielowym, a jeszcze gorzej wyjść z powrotem z cieplutkiej wody.
Już wkótce kolejna relacja z reszty dni na Słowacji.
xoxo Lejdish <3